21 października 2011

Virtual baza pod cienie

Opakowanie jest proste i praktyczne, wszystko co istotne na nim zawarto - brakuje tylko składu.
Niektórzy mogą uważać, że to niezbyt higieniczne rozwiązanie, ale przecież zawsze można użyć pędzelka, a na bazę w kremie innego sposobu jak słoiczek niestety nie ma.
Baza jest bezzapachowa, ma cielisty kolor (nie jest jednak kryjąca więc osoby o każdej karnacji mogą jej używać) i zawiera w sobie delikatne drobinki rozświetlające.


Jedyny minus bazy to konsystencja - jest tępa i ciężko się nakłada, szczególnie przy niższych temperaturach, ale z konsystencją tej bazy można sobie bardzo łatwo poradzić - wspomnę o tym na końcu.
Właściwości - tutaj baza jest po prostu rewelacyjna ! Największe szaleństwo jest tutaj jeśli chodzi o pigmentację cieni, baza niesamowicie podbija kolor, dosłownie łapie pigment. Często nawet z lepszymi cieniami jest taki problem, że musimy nakładać kilka warstw, a kolor i tak nie chce się trzymać powieki, ta baza jest jak magnes na pigment :)
Naprawdę ułatwia pracę. Poza tym świetnie przedłuża trwałość cieni - potrafią wytrzymać cały dzień/noc bez zmian, kolor nie blaknie i nawet przy bardzo tłustych powiekach przez co najmniej kilka godzin nie ma co się martwić o rolowanie cieni. Poza tym z bazą cień wypełnia każde załamanie co widać szczególnie na ręce.
Kosztuje ok 10zł, dostajemy 5g, które wystarczą na długo, bo bazy nakładamy dosłownie odrobinkę.
No i zdjęcie obok mówi chyba wszystko :)
Po prawej jest baza.

Teraz jak obiecałem konsystencja - niestety baza jest świetna, a wiele traci przez tępość.
Sposób na to jest banalny i zajmie dosłownie 2 minutki. Wystarczy dodać parę kropli gliceryny (ja dodałem jakoś 8-10), dokładnie wymieszać i nasza baza staje się idealnie kremowa, poza tym dodatkowo nawilża :)
Bazę przetestowałem dokładnie przed dodaniem gliceryny, jak i po i nie widzę żadnej zmiany we właściwościach, więc nie ma się czego obawiać.




Produkt został wysłany mi do testów w ramach współpracy z firmą Virtual, nie ma to jednak wpływu na treść recenzji - myślę, że na zdjęciu baza broni się sama.

Pozdrawiam,
William Rhinestone

19 października 2011

Sleek Au Naturel







Paletka od początku mi się podobała, więc kiedy udało mi się ją zdobyć bardzo się cieszyłem.
Paletkę możecie kupić TU

Długo krążyłem w okół Sleeka i jakoś nie mogłem się zdecydować. Jedni te paletki kochają, ale nie brakuje też takich, którzy ich nienawidzą, więc czekając na paletkę miałem dość neutralne nastawianie.
Jakie mam zdanie ? Paletka naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła !
Cienie mają ładną pigmentację, dobrze się z nimi pracuje i jak na produkt w tej cenie naprawdę jest świetnie.
Nougat to praktycznie biały cień, nie ma silnej pigmentacji, ale w tej paletce ma raczej za zadanie rozjaśniać niż bielić.
Nubuck to jasno szary cień, ja w nim widzę odrobinę beżu, ale może mi sie wydaje. Jest dobrze napigmentowany.
Cappuccino to ładny cielisty kolor, ale raczej dla ciemniejszych karnacji. Bladolicym może obciążać spojrzenie, lepiej będzie w tym przypadku wyglądać w załamaniu w połączeniu np z Nubuckiem.
Honeycomb to żółty cielisty, dla bladolicych może być troszeczkę za ciemny, ale zawsze można go rozjaśnić Nougatem.
Toast ciepły, lekko pomarańczowy odcień.
Taupe nazwa troszkę nietrafiona, ale cień jest bardzo ładny, szampański, perłowy odcień. Świetny rozświetlacz.
Conker to rdzawy brąz, bardzo mi się podoba. Perłowy.
Moss zgniła zieleń, odrobinkę brązowa. Ładny, ale nie w moim guście. Perłowy.
Bark matowy, czekoladowy brąz, neutralny. Bardzo fajnie się rozciera i generalnie dobrze się z nim pracuje.
Mineral Earth bardzo trafiona nazwa. Ciemny, neutralny brąz. Perłowy i całkiem fajny.
Regal kolor mi się bardzo podoba i cień jest dość dobry, ale najsłabszy z całej paletki. Bardzo ciężko się z nim pracuje, nakłada się trochę nierównomiernie, trudno się go rozciera i ogólnie jest to trudny cień. Kolor to taki bordowy brąz.
Noir to matowy czarny. Cień jest naprawdę niesamowity. Inglotowska czerń, uważana za jedną z najlepszych, a tu się po prostu chowa, to jest smoła. Ten cień mnie absolutnie w sobie rozkochał. Maniaczki sleeka może mają jej już dość, bo jest w większości paletek, ale moim zdaniem bez czerni czegoś by w tej paletce brakowało.
Ogółem bardzo polecam, cały dolny rząd jest fantastycznie napigmentowany (jedynie regal jest trudny w użyciu), górny rząd to delikatne kolory i różnie bywa z pigmentacją, ale spełniają swoje zadanie.
Paletkę dostałem do przetestowania od AlleDrogeria, ale nie ma to wpływu na moją recenzję, ona jest po prostu bardzo dobra. Polecam ją tym, którzy siedzą w makijażu, jak i tym którzy dopiero zaczynają - jest w niej prawie wszystko co potrzebne do neutralnego makijażu - od nude po smokey.
Makijaże z użyciem paletki TU







Pozdrawiam,
William Rhinestone

12 października 2011

Pudełka Benefit i jak odnaleźć się w tonach ich podróbek


Jeszcze jakiś czas temu byłem prawdziwym maniakiem Benefitu. Firma tak mnie oczarowała, że chciałem mieć z niej wszystko ! Z czasem zapał trochę opadł, ale uzbierało mi się kilka produktów. Dzisiaj opowiem wam troszkę o najbardziej znanych produktach czyli różach, w dużej mierze skupię się też na tym jak rozpoznać podróbki.
Wszystkie moje pudełka są na pewno oryginalne i poza powder-time lover wszystkie pochodzą z Sephory.
Ja je wszystkie bardzo lubię, wyglądają uroczo, są miłe w użytku i dobre jakościowo.
Cena, szczególnie ta polska, jest delikatnie mówiąc wygórowana, mimo wszystko uważam, że warto, dla mnie one mają też sporą wartość ze strony kolekcjonerskiej, a zawsze też można pokombinować i sprowadzić z zagranicy troszkę taniej niż za 140zł w Sephorze. Warto też zaznaczyć, że firma benefit generalnie lubi się w naturalnych efektach, więc przy niektórych produktach osoby lubiące coś mocniejszego mogą być bardzo zawiedzione.


Thrrrob - bardzo chłodny róż z matową bazą i niewielką ilością srebrnych drobinek. W opakowaniu wygląda dość mocno, ale na twarzy trudno uzyskać nim choć lekko wyraźny efekt. Jest twardy i trzeba dość intensywnie 'pędzlować' w opakowaniu żeby wydobyć odpowiednią ilość. Generalnie ma dawać efekt naturalnego rumieńca jaki pojawia się kiedy nasze serce bije mocniej i tutaj moim zdaniem się sprawdza. Lekko podkreśla, ale praktycznie tak, że nie widać, że mamy coś na policzkach. Ja bardzo lubię i polecam, choć został chyba wycofany (w Polskich Sephorach go nie ma, w Amerykańskich chyba też). 12g. Wspominałem o nim TU

HOOLA - Wspominałem o nim TU. Jedyne co mogę jeszcze dodać to, że zdecydowanie jest miększy i nie tak suchy jak Thrrrob czy Georgia, przez to też delikatnie pyli (ale naprawdę delikatnie). Można nim uzyskać mocny efekt, to piękny kolor, ale dla bardzo ciemnych karnacji będzie za jasny. 11g

Georgia - w rzeczywistości kartonik ma nieco bardziej neonowy kolor. Jest to róż, który właściwie chciałem od początku. Ma on bardzo rozbieżne opinie - jedni się zachwycają, drudzy uważają, że jest okropny. Generalnie jest to taka jasna brzoskwinka, która bardziej odświeża i rozświetla niż robi jako róż. Mimo wszystko mnie się bardzo podoba to jak wygląda na policzkach, podobnie jak w przypadku thrrroba, ledwo widać, że mamy coś na twarzy, a jednak jest jakoś tak piękniej :) i podobnie jak thrrrob jest dość twarda.
Georgia sama w sobie jest taka aksamitna/satynowa i ma maleńkie drobinki. W teorii pachnie brzoskwiniami, w praktyce jak po zakupie ją powąchałem to moja reakcja była mniej więcej taka - 'I to ma być ten piękny, brzoskwiniowy zapach ?!'. Mimo wszystko zapach jest bliski brzoskwini, nieco kwaśny, ale ładny i delikatny. Nawet mój kot, który krzywi się i ucieka od każdej pachnącej rzeczy jaką jej podstawię pod nos - georgię powąchała z zainteresowaniem ;) 11g
CORALista - piękny róż ! Jak nazwa wskazuje kolor jest idealnym koralem. Moim zdaniem jest to idealnie rozważone połączenie brzoskwini i różu. Wygląda dobrze chyba na każdym, o każdej porze roku i na tym właściwie mogę skończyć, bo nie wiem co więcej o tym różu napisać ;) Coralista ma satynową/pół-perłową bazę mieniącą się na złoto z dużą ilością maleńkich, złotych drobinek. Ma piękny, kwiatowy zapach kojarzący mi się z zapachem baniek mydlanych lub czegoś innego z dzieciństwa. CORALista jest dość miękka, ale nie pyli, więc jest czymś miedzy Hoola, a Thrrrob. 11g

Powder-time lover
Składa się z trzech małych, trzy-gramowych róży. CORAListę macie opisaną wyżej, o Dandelionie wspomniałem TU, o Dallasie TU i właściwie jedyne co jeszcze mogę dodać to Dandelion ma bardziej matową bazę, a Dallas lekko satynową. Konsystencja podobna do CORAListy.


Osoby, które śledzą mojego bloga od dawna pewnie to wiedzą, ale dla wszystkich nowych i tych, którzy przypadkiem tu trafili zaznaczam, że jestem bardzo wyczulony na drobinki, widzę je tam gdzie większość nie widzi i jeśli piszę, że są maleńkie, to znaczy, że są naprawdę maleńkie i ledwie widoczne :)

Teraz część druga czyli o podróbkach.
Niestety co najmniej 95% róży na allegro i generalnie produktów Benefit to podróbki. Nie liczcie na to, że kupicie oryginał za mniej niż 70zł (choć te 70zł to niska cena). Jednak jeśli już ryzykujemy z allegro to na co warto zwrócić uwagę:
1. Przede wszystkim wykonanie. Oryginał jest idealnie prosty, wszystko jest równo sklejone, naklejka równo przyklejona ok 3mm od brzegu, nic się nie odkleja, nie widać żadnych wyraźnych łączeń, wkład z produktem jest idealnie dopasowany do kartonika (nie widać żadnych przerw, ani nawet metalu). Kolory są żywe i generalnie widać, że jest porządnie wykonany.
2. W podróbkach na naklejce często podkreślone jest 'W1H' zamiast 'London'
3. Na podróbkach zazwyczaj nie ma kodu (w orginałach chyba zawsze jest nadrukowany po lewej stronie kodu kreskowego). Kod na wszystkich moich produktach nadrukowany jest kropeczkami i składa się z cyfry, litery i dwóch cyfr.
4. W podróbkach czasem 'peel here' nie działa lub jak działa to wszystko jest tam krzywo nadrukowane i np. tylko po chińsku.
5. Wieczko w oryginałach jest wyklejone do ok 2/3 (choć w thrrrobie jest to bardziej 1/2)
6. W oryginałach pędzelki mają naturalne włosie i drewniane rączki (warto zwrócić uwagę na kolorystykę)
7. Poza tym - trzeba uważnie prześledzić skład i czcionki na opakowaniu (np. wyraz benefit po 'Dist.', jak i adres strony). Czcionkę jaką napisana jest nazwa pudru, napis na boku wieczka (często tam są błędy), kolorystykę opakowania i czy na wieczku wszystko ma odpowiednie proporcje, jest równe.
Podróbki CORAListy często mają naklejoną nazwę na wieczku, ale uwaga - stare wersje tak miały (pod stickerem na wieczku był napis 'RIO'). Mimo wszystko lepiej nie kupować tych z naklejkami :)
Wieczko generalnie powinno być dość ciasno dopasowane i puder nie powinien wypadać jeśli podnosimy go za wieczko, ale zaznaczam, że z tym różnie bywa - to w końcu tylko kartonowe pudełko.

Jeśli kod kreskowy jest przekreślony (tak jak w mojej CORALiscie) to znaczy, że produkt pochodzi z zestawu np. some beauty to love.

Myślę, że to wszystko, mam nadzieje, że o niczym nie zapomniałem...


Pozdrawiam,
William Rhinestone


7 października 2011

No chodź kameleonie.


Coś czuję, że ten cień stanie się bardzo popularny ;)
Dlaczego ? Jest piękny, porównywany do MAC Club i kosztuje 12 zł.
Opakowanie, mimo, że z przeźroczystego plastiku bardzo mi się podoba. Jest subtelne i dobre jakościowo.
Dostajemy 2 gramy, czyli dość hojnie.
Pigmentacja jest bardzo fajna, dobrze się nakłada, rozciera, nie osypuje - generalnie bardzo dobry cień i nie mam mu nic do zarzucenia...

W tym przypadku najważniejszy jest kolor, bo kolor jest niezwykły. W opakowaniu w zależności jak spojrzymy, zobaczymy prawie czarny grafit, średni, ciepły brąz lub turkusową poświatę. I taki właśnie jest, jedynie na skórze zatraca trochę tą ciemno grafitową bazę, którą widać w opakowaniu.
Ja go kocham, strasznie mi się podoba i jest to zdecydowanie jedne z najlepiej wydanych kosmetycznie 12zł.
Zaznaczam, że jest to jeden z tych cieni, które na zdjęciach nie wyglądają najlepiej.

Podobno wystarczy ten jeden cień, żeby zrobić cały makijaż. Oczywiście musiałem od razu to sprawdzić i tak powstało 'to' oto niżej. Na szybko, jeden cień, jeden pędzelek i niezbyt udana kreska, ale nie ona jest gwiazdą tego makijażu więc myślę, że wybaczycie mi to ;)
Werdykt ? Owszem, wystarczy ten jeden cień.
Ah, i zapomniałem o najważniejszym - jest to kolor 410 C'mon Chameleon!















Pozdrawiam,
William Rhinestone

P.S.
Zakupiłem już większość rzeczy do rozdania, więc spodziewajcie się go w przyszłym tygodniu !

2 października 2011

Drożdże.

Brałem udział w akcji stworzonej przez Anwen - trzeba było pić drożdże przez miesiąc i następnie opisać swoje wrażenia.
Moja próba niestety zakończyła się totalnym fiaskiem i zawodem.
Po pierwsze włosy w cale szybciej nie urosły. Przyrost wyniósł ok 1 cm co jak na moje włosy jest słabym wynikiem. Moje włosy potrafią urosnąć 1.5 cm w ciągu miesiąca bez żadnych wspomagań.
Po drugie stan cery BARDZO się pogorszył i utrzymywał na złym poziomie przez cały miesiąc. Nie piję drożdży od 4 dni i wydaje mi się, że sytuacja dopiero teraz zaczyna się normować.
Jedyny plus jaki zauważyłem to pojawiło się trochę baby hair, ale nie wiem czy to dzięki drożdżom czy bardziej olejkom i masowaniu głowy. Z paznokci zniknęły prawie całkiem białe plamki (widzę tylko jedną, wcześniej były na co drugim paznokciu), ale również nie jestem pewien jaki wpływ na to miały drożdże (dwa miesiące temu wróciłem do suplementacji skrzypem). To właściwie wszystko, jestem bardzo zawiedziony bo liczyłem, że drożdże wpłyną pozytywnie na cerę, a dosłownie ją zmasakrowały. Zdjęcia włosów nie dodaję, bo nie widać absolutnie żadnej różnicy.
Drożdże jakie piłem: Babuni z Biedronki
Ilość: 1/3 kostki
Czas: 35 dni
Sposób: Próbowałem różnych i najbardziej smakowało mi zalanie 1/3 kostki wrzącą wodą do połowy kubka. Sposoby z mlekiem, kakao, cappuccino były dla mnie nie do przełknięcia.

Pozdrawiam,
William Rhinestone
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...