26 sierpnia 2011

Biochemia Urody Puder bambusowy


Mam czysta wersję, bez dodatków, stwierdziłem, że tak będzie najlepiej.
Opakowania w sumie nie ma co oceniać, jest to zupełnie niepraktyczny w używaniu słoik na którym znajduje się nalepka z najważniejszymi informacjami (wszystko bardzo szczegółowo opisane znajdziemy na stronie). Dlatego tez polecam użyć jakiegoś innego słoiczka lub opakowania po pudrze, ja akurat mam taki z coastal scents. Teoretycznie jest bezzapachowy, ja jednak czuję lekki zapach kojarzący mi się z klasą chemiczną (ja akurat lubię ten zapach ;p). Mimo białego koloru jest całkowicie transparentny. Jeśli nałożymy go bardzo dużo to może nas lekko wybielić, ale jest to efekt chwilowy i wystarczy poczekać, aż się wchłonie lub po prostu omieść twarz pędzlem. Puder jest bardzo drobno zmielony, ale ma tendencję do zbierania się w grudki w opakowaniu. Efekt ? Niesamowity. Nie powiem, żeby to był mój puder marzeń, z tym, że mojej cery chyba nic nigdy nie poskromi (baaaaardzo tłusta), ale jest tak niesamowity, że aż nie wiem co napisać. Do tego rozbestwił mnie tak strasznie, że nie używam obecnie nic innego bo wszystkie inne pudry wydają się takie mało matowe, albo płaskie. Twarz po nałożeniu jest pięknie matowa, ale tak naturalnie, jest taka po prostu sucha, ale nie w znaczeniu przesuszona, wygląda zdrowo i matowo. Nie jest to płaski mat, twarz wygląda niesamowicie naturalnie, ale jednak mimo wszystko warto pomyśleć o jakimś różu/bronzerze dla ożywienia, szczególnie jeśli nakładamy go na podkład. Przeszedłem przez wiele i ten jest chyba najlepszy. Jedyne co z nim konkuruje to mineralny puder w kompakcie catrice (ale co z tego jak wycofany ?). Do tego cena - 10.80zł za 10g (50ml). Dostajemy go naprawdę dużo, jakoś myślałem, że 10g to dużo mniej. Co też jest bardzo ważne - nie ma szans by nas zapchał, jest absolutnie niekomedogenny, a jego jedynym składnikiem jest bambus (90% krzemionki).
Zdecydowanie polecam spróbować, a ja sam zapewne skusze się też na perłowy, bo dużo dobrego i o nim czytałem :)











Pozdrawiam,
William Rhinestone

25 sierpnia 2011

Wydaj lub zaoszczędź: cień brzoskwiniowe złoto.

Na początek małe sprostowanie - w tej serii nie mówię wam, że tańszy i droższy produkt są tym samym. Nie są takie same, są wizualnie podobne i mogą siebie nawzajem zastępować.

WYDAJ: MAC melon, pigment odbijający światło na złoto, ale posiadający różowo-brzoskwiniową głębię. Podobny do obu propozycji jest też MAC expensive pink, którego niestety nie mam, dlatego porównuję melon.
Nie pamiętam dokładnych cen, ale pigment MAC to ok 90zł, cień MAC 50-70zł.

ZAOSZCZĘDŹ: Inglot 407 odbija światło słabiej, przez co wydaje się mniej złoty od MAC, ale są naprawdę bardzo podobne. Inglot po prostu słabiej się błyszczy i ma odrobinkę więcej różu. Cena to 10-12 zł za wkład i niecałe 20 w opakowaniu.

Na zdjęciu na górze Inglot, na dole MAC


Pozdrawiam,
William Rhinestone

Sierpniowe słońce.



Makijaż jakoś tak kojarzy mi się z sierpniowym, popołudniowym słońcem, gdzieś nad wodą. Tak jakoś sam wyszedł bez specjalnych planów.
Jako bazy użyłem odrobiny joko virtual i jasnego cienia z ballerina backstage, ten sam jasny cień wylądował na linii wodnej. Ogólnie makijaż zacząłem nieco od innej strony - najpierw były kreski, a potem cienie, raczej nie ma to dużego wpływu na efekt końcowy, jakoś tak wyszło ;)
Jak jesteśmy przy kreskach - obie zrobione żelowymi eyelinerami essence - czarny ze stałej oferty i turkusowy bondi beach. Na dolnej powiece złoty cień z balleriny i na nim odrobina inglota 409, w wewnętrznym kąciku inglot 407. Na całej górnej powiece pigment MAC melon, którego efektu nie da się uchwycić na zdjęciu (wygląda na złoty, ale w rzeczywistości ma drugie, czerwono-różowe dno), można go zastąpić inglotem 407, są bardzo podobne. Łuk brwiowy rozświetlony inglot 110, w zewnętrznej części powieki odrobina inglot 84, w załamaniu inglot 450, zewnętrzny kącik lekko przyciemnony inglot 409. Na rzęsach rimmel extra super lash (1 spora warstwa).

Co sądzicie ?


Pozdrawiam,
William Rhinestone


PS naprawdę doprowadza mnie do szału, że post dodany wczoraj pojawił się dopiero dziś rano...

24 sierpnia 2011

Wydaj lub zaoszczędź: delikatny róż.

Pomyślałem o nowej serii gdzie przedstawiać będę tańsze i droższe odpowiedniki. Co sądzicie o tym pomyśle?
Na pierwszy ogień róż do policzków w delikatnym, bladym kolorze.

Pierwsza propozycja to Benefit - Dandelion lub Thrrrob. Thrrrob niestety chyba został wycofany, najzimniejszy z trzech, lekkie srebrne drobinki.
Dandelion - najcieplejszy z trzech (choć nadal chłodny) ze złotymi drobinkami, lekko brudny.
Róże Benefit kosztują 139 zł za 12 gramów.
Możemy też dorzucić tu MAC Well Dressed (ok 95zł)

Druga propozycja to ELF natural radiance blusher innocence - średnio chłodny odcień, lekko rozbielony, całkiem matowy. Kosztuje ok. 7zł za 2 gramy.
Poza tym z tańszych opcji (ale edycji limitowanych) Wibo kolekcja różana pink powder 02 (8zł) lub Essence Ballerina Backstage (12zł).

Wiem, że na tych swatchach ledwo co widać (a są tam 2-3 warstwy), ale taka już ich uroda :)















Pozdrawiam,
William Rhinestone

22 sierpnia 2011

Olejowanie włosów.

Dziś chciałbym wam napisać coś o olejowaniu, skupię się na włosach. Z góry zaznaczam, że nie jestem tutaj ekspertem, bo moja przygoda z olejami trwa dopiero od kilku tygodni, ale chciałbym się z Wami podzielić tym co już wiem.
Jak na razie posiadam 4 oleje widoczne na zdjęciu- olej monoi z BU (w słoiczku po kremie), olej rycynowy, olej ze słodkich migdałów i dzisiejszy nabytek - Dabur Vatika.

Ogółem rzecz biorąc polega to na tym, że wcieramy przed myciem olej we włosy i skórę głowy (skalp). Można to robić na pół godziny przed myciem, ale najlepiej olej pozostawić przez kilka godzin (np. na noc). W bardzo małych ilościach oleju można używać również na dzień(na końcówki). Oleje odżywiają, nawilżają, regenerują i wygładzają włosy, działają również dobrze na skórę głowy pomagając zwalczać łupież, wypadanie włosów, swędzenie skóry. Wpływają korzystnie na grubość i tępo wzrostu włosów.
Nie są to oczywiście efekty po jednym użyciu, ale regularnie stosowane dają efekty po kilku tygodniach/miesiącach. Niestety nie wszyscy mogą używać olei na skórę głowy, nakładanie na resztę włosów również poprawia kondycję włosa, ale nie będzie miało już swoich dobroczynnych właściwości na skórę i cebulki.
Olej zmywa się normalnie szamponem i potem normalnie używa się odżywki.

Jak na razie po jakiś 3-4 tygodniach zauważam, że włosy są zdecydowanie bardziej gładkie, lśniące, nawilżone, kolor nie jest już tak bardzo spłowiały i matowy, nie są ani ciemniejsze, ani jaśniejsze, ale kolor jest taki bardziej podkreślony. Nie wiem jak by to działało w przypadku włosów farbowanych, ale myślę, że olej może przyśpieszać wypłukiwanie się koloru, poprawcie mnie jeśli wiecie. Zmiany są małe i powolne, ale są co mnie bardzo cieszy i motywuje do dalszego używania.

Olej rycynowy - bardzo tani olej, znany od lat i chyba większości osób. Regeneruje włosy, zmniejsza wypadanie i przyśpiesza wzrost. Ma gęstą i ciężką konsystencje, po jego nałożeniu włosy są jakby splątane i bardzo lepkie. Niektóre oleje mają specyficzny zapach, inne są prawie bez zapachu zależnie od firmy. Nakładam go głównie na skórę głowy, czasem trochę na końcówki. Kosztuje ok 5zł za 100ml i dostępny jest w każdej aptece.

Olej monoi - mój drugi olej, ma intensywny kwiatowy zapach, który nie każdemu odpowiada. Mnie się podoba, używam go zazwyczaj na dzień głownie na końcówki. Dzięki niemu pięknie pachną, są wygładzone i błyszczące. Jego bazą jest olej kokosowy, więc będą działać podobnie, ale uważa się, że monoi kilkakrotnie bardziej nawilża skórę i włosy, niż kokosowy. Na dzień wystarczy dosłownie kilka kropelek i należy unikać nakładania przy skórze, bo włosy będą oklapnięte. Można go kupić m.in. na biochemii urody. Ma stałą konsystencję, w zależności od temperatury jest twardszy lub bardziej płynny. Wielu osobom zatyka pory, więc trzeba uważać ze stosowaniem na twarz.

Olej ze słodkich migdałów - jest prawie bezzapachowy, ma lekką orzechową nutkę. Jest całkiem płynny i inny od rycynowego, włosy po nałożeniu są miękkie i w ogóle nie splątane, dlatego zazwyczaj rycynowego używam na skórę, a na resztę nakładam migdałowy. Włosy po nim są miękkie i nawilżone, łatwo się zmywa. Można go z powodzeniem używać na twarz i ciało - solo lub mieszając z kremami i balsamami. Cudownie nawilża i wygładza skórę. Lubię nim smarować usta. Kosztuje ok 12 zł za 100ml.

Dabur Vatika Coconut - hinduski olej przeznaczony stricte do pielęgnacji włosów. Ma w sobie kilka rożnych olei, wzbogacony kokosem, kasztanem i henną. Skład opiera się na parafinie. Zapach jest specyficzny, 'kadzidlany' ;) Niektórym kojarzy się z zapachem do WC - coś w tym jest, ale nie jest to bardzo uciążliwy zapach. Na razie zbyt wiele nie mogę o nim powiedzieć, ale z pewnością jest bardzo rzadki i dość dobrze nakłada się go na włosy. Kosztuje ok 24 zł za 200ml. Zapach nawet zaczyna mi się podobać :)

Zauważyłem też, że efektem 'ubocznym' olejowania jest to, że jeszcze nigdy nie miałem tak miękkich i gładkich rąk :)


To właściwie wszystko co Wam chciałem powiedzieć - jak coś mi się przypomni to dopiszę, ale olejowanie mnie bardzo wciągnęło i z pewnością kupię jeszcze inne oleje !

Pozdrawiam,
William Rhinestone

21 sierpnia 2011

Suflety Baleriny


Śpieszę z recenzją bo limitowanka niedawno weszła do sklepów wiec jeśli wahacie się ciągle co kupić, a co nie to mam nadzieję, że choć trochę pomogę. Z tej kolekcji zakupiłem róż i trzy cienie w kremie.

Róż dostępny w kolorze prima ballerina to delikatny różowy kolor. Jest bardzo ładny, ma fajną, gładką i kremową konsystencję, ale na tyle zwartą by palec nie wbił nam się w dno. Na skórze daje bardzo subtelny kolor, prawie niewidoczny co jest niestety jego minusem - jest prawdopodobnie bardziej delikatny niż możecie sobie wyobrazić. Ma maleńkie drobinki, które praktycznie nie są widoczne. Widać je tylko z małej odległości w słońcu. Najlepiej nakładać go palcem ponieważ konsystencja jest bardzo gładka, nie tak typowo kremowa. Czy polecam ? Jeśli lubimy bardzo subtelny, naturalny efekt to tak. Trwałością nie powala, ale nie znika po godzinie.
Cień 01 dance the swan lake to bardzo jasny, prawie biały beż z odrobiną różowo-łososiowych tonów. Ma rewelacyjną konsystencję i pigmentację, pięknie się rozciera, super sprawdza się jako baza. Ma jeden minus - sam szybko znika w załamaniu, nie roluje się, ale po prostu znika. Czy polecam ? Raczej tak.
Cień 02 pas des copper jest prawdopodobnie hitem z tych wszystkich produktów. Konsystencję ma podobną do jasnego, jest może odrobinkę bardziej tłustawy. Ma bardzo fajną pigmentację, dobrze się nakłada i rozciera, daje rade jako baza, a co najważniejsze nie znika i nie roluje się. Jako jedyny jest perłowy/metaliczny. Czy polecam? Tak.
Cień 03 grand-plie in black jest porażką totalną. Nie wiem, może trafił mi się jakiś felerny egzemplarz, jeśli wasz cień jest inny dajcie znać, ale mój to tragedia. Jest tłusty, nie ma pigmentacji, nierównomiernie się nakłada, nie daje się rozcierać, nie nadaje się jako baza, na oku może robić co najwyżej za szarość. Myślałem, że będzie robił za bazę i liner - wielki zawód. Czy polecam ? NIE















Pozdrawiam,
William Rhinestone

Post dodaję po raz drugi ponieważ wczorajszy nie wyświetla się w czytniku....

18 sierpnia 2011

HAUL :)

Dziś taki drobny haul na szybko, kusiło mnie jeszcze parę rzeczy, ale kupiłem jeszcze trochę ciuchów więc musiałem się ograniczyć ;)
Wybaczcie za jakość zdjęcia !
Cienie i róż Essence ballerina backstage - od razu mówię, że zawiódł mnie czarny cień, zero pigmentacji. Róż też, ale może znajdę na niego sposób.
Sephora - korektory pod oczy (żółty i różowy) i róż, który chyba będzie bardzo dobrym bronzerem.
Puder mineralny Catrice
Chusteczki Cleanic
Myjka
Szampon dla dzieci (fajny do pędzelków !)
Maseczka z Dermiki
Cheeky tints Model co - 'barwiacz' do ust i policzków w jagodowym kolorze

Na zdjęciu można też zobaczyć kawałek kosmetyczki/piórnika z Billy Bag, udało mi się upolować go dość tanio w TK MAXXie i baaardzo mi się podoba ;)


Pozdrawiam,
William Rhinestone

15 sierpnia 2011

Essence You Rock - paletka cieni.

Wszyscy bardzo narzekali na tą paletkę, a moim zdaniem nie jest ona taka zła. Oczywiście daleko jej do bycia świetną, ale nawet ją lubię. Opakowanie trochę inspirowane Urban Decay, ładnie wygląda. W cenie bodajże 18 zł dostajemy 6 małych cieni (0,4g jeden), czarną kredkę i pędzelko-aplikator. Zacznę od końca - aplikator to dobrej jakości lateksowa gąbeczka, dużo lepsza od innych aplikatorów, pędzelek równie dobry, syntetyczny przez co nie do końca się nadaje do cieni. Włosie jest bardzo gładkie dlatego cienie niezbyt się go trzymają. Do korektora, cieni w kremie lub szminki będzie idealny. Kredka jest bardzo miękka (ale nie maślana), bardzo fajnie się rozciera i jest ładnie czarna. Nie jest to smoła, ale dość intensywna czerń. Lubię ją, zresztą dużo osób uważa, że to najlepszy element paletki. Jedynie na linii wodnej niezbyt się trzyma.

Jeśli chodzi o same cienie to trochę różnie to bywa. Generalnie błyskawicznie blakną przy choćby lekkim rozcieraniu, trwałość jest taka sobie, po prostu szybko blakną, szczególnie jasne kolory.

Różowy - delikatny kolor, słabo napigmentowany ze srebrnymi drobinkami. Średnio wygląda na oku.
Miętowa zieleń - bardzo ładny kolor, perłowy, świetnie wygląda na oku, ale trzeba go sporo nałożyć i po blendowaniu poprawić bo znika.
Beżowy - jasny, perłowy, brawie biały, ale bez mocnego pigmentu. ładnie i nienachalnie rozświetla.
Szary - średnia pigmentacja, ale jak się go więcej nałoży to ładnie wygląda, szczególnie w załamaniu. Ma lekko oliwkowy odcień.
Ciemny brąz - najlepszy z całej paletki, ma naprawdę dobrą pigmentację, ładnie się rozciera, świetny cień.
Fiolet - porażka na całej linii, najgorszy cień z całej paletki i chyba jeden z gorszych cieni z jakimi miałem do czynienia. Na swatchu jeszcze wygląda, ale po pierwsze to po nałożeniu to brzydki kolor, po drugie na powiece go nie widać, znika w mgnieniu oka i ogólnie jak już coś się pojawi to wygląda bardzo niezdrowo. W opakowaniu wygląda ładnie, szkoda, że nie ma takiej pigmentacji jak brąz bo mógłby być fajny.

Podsumowując paletka na 3. Jest po prostu średnia, ma mocniejsze i słabsze strony. Może nie żałuję zakupu, ale drugi raz bym nigdy nie kupił.

Zapraszam teraz do obejrzenia makijaży wykonanych tą paletką. Niestety totalnie nie umiem robić zdjęć więc średnio to wygląda... Mimo wszystko czekam na opinie i sugestie :) Na ostatnim zdjęciu widać (a raczej ledwo widać...) efekt jaki daje fioletowy cień. Wygląda jak goła, sina powieka.






Pozdrawiam,
William Rhinestone

14 sierpnia 2011

Żel micelarny BeBeauty z biedronki + żel peelingujący + MIYO

Zacznę od aktualizacji mojej kolekcji cieni MIYO [klik]
Poza tym coś co mnie zabiło [klik], co za faktura pudru ! ;)
Szokuje mnie też cena, przecież to podróbka jak nie wiem, a tyle ofert.














Teraz niestety koniec przyjemności - nadchodzi żel micelarny. To moje drugie opakowanie, sam nie wiem dlaczego, bo to zdecydowanie nie oznacza, że jest to produkt dobry.
Napiszę krótko - on mnie nie domywa. Mój makijaż ogranicza się do bb kremu i pudru, więc tutaj nawet zbytnio nie ma sobie z czym radzić, a on sobie nie radzi. Jak potem przemywam twarz tonikiem to na płatku widać brud. Coś strasznego i niewybaczalnego.
No może kosztuje 5zł, jest dostępny w bierdronce, produkuje go tołpa, ma delikatny zapach, skóra jest miękka i nie podrażnia jej... no ale tego, że nie oczyszcza mi cery, wybaczyć nie mogę.
Wiem, że wy go kochacie, ale ja pokochać nie mogę. Zużyję-zapomnę. ;)

Natomiast peelingujący żel tej samej firmy (który produkowany jest przez bodajże dax) zrobił na mnie dużo lepsze wrażenie. Ładnie oczyszczał, miał małe drobinki idealne do używania na co dzień. Był po prostu fajny, szczególnie za tą cenę. Zapach troszkę mnie drażnił, taki dziwny. Jedyne co to suchelców wysuszy na wiór, bo mnie tak dość konkretnie ściągał, więc polecam tylko tłustym/mieszanym. Do peelingującego prawdopodobnie wrócę, polubiłem go.


Pozdrawiam,
William Rhinestone

W poszukiwaniu bronzera idealnego.


Znalezienie idealnego bronzera jest trudniejsze niż się wydaje, a właściwie prawie nie możliwe.
Oczywiście zależy wszystko od potrzeb, bo wiadomo - jedni chcą się opalić, inni wyszczuplić, a jeszcze inni ocieplić i podkreślić policzki. Tym samym znaleźć możemy bronzery chłodniejsze, cieplejsze, matowe i z połyskiem.
Jeśli mam być szczery to nie znalazłem żadnego, który choćby był bliski ideałowi. Niektóre jednak są lepsze, inne gorsze, a ja opiszę wam te które posiadam.



Inglot AMC 52 - właściwie puder, ale jak dla mnie dosć ciemny więc służy za bronzer. Kolor ciepły, ale nie pomarańczowy. Więcej TU.

ELF Healthy Glow Bronzing Powder Matte Bronze - kolor jest naprawdę ładny, dość chłodny, kakaowy brąz, niestety ma dwa minusy - pigmentacja jest tak przerażająca, że nie jeden cień do powiek by pozazdrościł, a to sprawia, że bardzo trudno się z nim pracuje. Poza tym z założenia jest matowy, a nie wiem co robi tam dość dużo pojedynczych drobinek, które co prawda nie osiadają zbytnio na skórze, ale sam fakt, że tam są jest troszkę... dziwny.

ELF Blush&Bronzing duo - kolor również dość ładny, raczej neutralny, złote drobinki, miła konsystencja i normalna pigmentacja. Niestety łatwo robi smugi. Niezbyt lubię i nie używam.

Benefit Dallas - z założenia połączenie różu i bronzera. Kolor widać dopiero w porównaniu z innymi bronzerami, wtedy wybija się ten róż. Ogólnie jest to ładny kolor, ma sporo srebrnych drobinek, które są małe i nienachalne. Lubię go, naprawdę robi za nas dużo. Można zaryzykować stwierdzenie, że zastępuje róż i bronzer, daje piękny efekt połączenia obu produktów i jest świetny, kiedy nie mamy czasu, a wiele do zrobienia, wtedy na policzki wystarczy dallas i wszystko jest świetnie zrobione.

Benefit Hoola - całkowicie matowy bronzer, niedawno był na niego niezły szał. Kolor jest zdecydowanie żółty, herbaciany, ale w miarę chłodny. Bardzo go lubię, świetnie się nakłada i rozciera, to chyba mój ulubiony bronzer. Myślę, że nawet początkujący nie będą mieć z nim problemów, nie robi smug i wygląda bardzo naturalnie. Uważam, że warto go mieć.

Essence Bondi Beach - produkt sam w sobie jest bardzo fajny, podoba mi się jego konsystencja, wyważona pigmentacja, wzorek, ale kolor... no dla mnie to jest pomarańczka niestety. Może nie jakaś taka chamska, ale troszkę tej pomarańczki jest. Mimo wszystko lubię go używać, ładnie podkreśla policzki i opala, do konturowania się zdecydowanie nie nadaje i trzeba uważać z ilością bo przy większej ilości robi się po prostu bardziej pomarańczowy.

Sephora mineral foundation deep 60 - kolor jest bardzo ładny, lekko żółty, ale dość chłodny. Ładnie wygląda na skórze. Pigmentacja (a raczej krycie) jest bardzo mocna dlatego polecam zmieszać go z pudrem transparentnym.

INGLOT
Kolor: 3+
Pigmentacja: 4+
Komfort użytku*: 4
Ogółem: 4

ELF MATTE BRONZE
Kolor: 4
Pigmentacja: 2 (zbyt mocna)
Komfort użytku*: 3-
Ogółem: 3-

ELF DUO
Kolor: 4
Pigmentacja: 3+
Komfort użytku*: 3-
Ogółem: 3

BENEFIT DALLAS
Kolor: 4+
Pigmentacja: 5
Komfort użytku*: 4+
Ogółem: 5-

BENEFIT HOOLA
Kolor: 4+
Pigmentacja: 5
Komfort użytku*: 5-
Ogółem: 5-

ESSENCE BONDI BEACH
Kolor: 3
Pigmentacja: 5
Komfort użytku*: 5
Ogółem: 4

SEPHORA MINERAL FOUNDATION
Kolor: 4+
Pigmentacja: -
Komfort użytku*: 4-
Ogółem: 4



*mam na myśli rozcieranie, pylenie, smugi etc.
oceniając pigmentacje oceniam czy jest odpowiednio wyważona (nie za mocna i nie za słaba)


Pozdrawiam,
William Rhinestone

13 sierpnia 2011

Nowości essence

Obecnie możemy kupić limitowaną edycję Ballerina Backstage, już za moment znajdziemy na półkach 50's girls reloaded, ale co dalej ? Sporo nowego ! Ciekawe co wejdzie do Polski i kiedy.

Kliknij na zdjęcie, a przeniesiesz się na stronę z kolekcją(ang)
















































































A poza tym jesienią do stałej oferty wejdzie masa nowości. Nowe kolory cieni, lakierów, kredek, pędzle, puder... Zapowiada się ciekawie :)

Co was najbardziej interesuje ?

Pozdrawiam,
William Rhinestone

MAC sakura.

Za oknem szaleje burza, a ja siedzę przed komputerem z herbatą i lodami własnej roboty. W głośnikach szumi Oh Land, której muzykę właśnie odkrywam i zastanawiam się co napisać, bo nie było mnie parę dni. Z jednej strony nie miałem czasu, bo dużo się działo i stało, a z drugiej nie wiedziałem o czym. Wracam więc, a o czym mógłbym wracając napisać, jak nie o perełce mojej ?
Tak, róż MAC sakura z limitowanej kolekcji quite cute to zdecydowanie moja perełka. Bardzo go lubię i pamiętam dzień, kiedy znalazłem go pod moją furtką. Bardzo miły dzień ;)
Co ciekawe - na początku ze wszystkich trzech róży ten wzbudził moją najmniejszą ciekawość, ale potem dostałem wręcz obsesji na jego punkcie, aż w końcu kliknąłem i przyleciał do mnie zza oceanu. Zakupu zdecydowanie nie żałuję.
Opakowanie typowe dla róży mac. Proste, ładne i funkcjonalne. Na samym opakowaniu tylko podstawowe informacje, skład znajdziemy na kartoniku.
Róż ma bardzo delikatny, ale piękny różany zapach. Bardzo mi się podoba.
Co do koloru, zdjęcia oddają go tak sobie.
Róż to taki lekki lawendowy fiolet z purpurowym serduszkiem. Bardzo mi się podoba. Serduszko zaróżawia całość dzięki czemu mimo swojego fioletowego koloru, róż wygląda bardzo naturalnie.

Liliowa część jest satynowa, praktycznie bez drobinek, purpura jest perłowa z malutkimi drobinkami, których na skórze praktycznie nie widać, więc nie macie się o co martwić :)
Na skórze wygląda bardzo świeżo, uzdrawiająco-odmładzająco i myślę, że będzie pasować każdemu. Mimo, że może ten kolor nie wydaje się być pasującym każdemu i zahacza o ekstrawagancję to na skórze wygląda pięknie i działa cuda. Ja go uwielbiam :)
Konsystencja jest dość twarda, leciutko pyli, ale na pędzel nabiera się odpowiednia ilość różu.
Część serduszkowa jest miększa, bardziej pyląca i niestety łatwo pęka...
Możliwe, że mi się wydaje, ale mam wrażenie, że róż jakby z czasem zrobił się twardszy i mniej pylący.
Swatche:
Na 1. zdjęciu - zmieszane, serce, reszta
Na 2. - reszta, serce, zmieszane




+
jakość i trwałość
kolor (oryginalny)
wykończenie (świeży blask bez drobinek)
zapach
wydajność
opakowanie

-
cena-ilość
dostępność
kruche serduszko

Nie pamiętam dokładnej ceny, ale za ponad 100zł dostajemy 4g, co jest gramaturą niektórych większych cieni... Mimo wszystko warto zwrócić uwagę na wydajność, bo niektóre 10gramowe róże znikają w miesiąc-dwa, a ten mam od dwóch miesięcy i go po prostu nie ubywa (a jest dość często używany).


Rozjaśniło się i ktoś was pozdrawia.
Miłej nocy kochani.

Pozdrawiam,
William Rhinestone

4 sierpnia 2011

Zapraszam na wyprzedaż :)

Niektórzy z was zapewne już zauważyli, niektórzy może jeszcze nie, ale na bloga dodałem kilka zakładek (znajdziecie je tuż pod nagłówkiem z głównym zdjęciem). Między innymi pojawiła się tam zakładka 'wyprzedaż' gdzie możecie kupić lub wymienić nowe i używane kosmetyki z mojej kolekcji :)
Obecnie króluje tam firma Paese, gdyż miałem możliwość kupić kilka ich kosmetyków po okazyjnych cenach- niestety praktycznie w ciemno, a jak się okazało kilka rzeczy nie jest mi potrzebnych i teraz chcę odzyskać pieniążki, które w nie włożyłem :)

Więc zapraszam !


Pozdrawiam,
William Rhinestone
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...