30 lipca 2011

Essence Bondi Beach turkusowy eyeliner w żelu.


Kolekcja ciągle dostępna, więc śpieszę się z recenzją dla osób, które jeszcze wahają się nad zakupem.
Zdjęcia są jakie są, ale problemy oświetleniowe też są konkretne...

Opakowanie takie samo jak tych ze stałej oferty.
Grube szkło, ogólnie dobra jakość.

Jak zwykle brak składu i dość symboliczny opis.

Zapach podobny do tych ze stałej oferty, ale wydaje mi się bardziej nieprzyjemny.

Konsystencja - również podobna, aczkolwiek troszkę się różni, jest bardziej żelowa, te ze stałej oferty są takie jakby masłowe [?] trudno opisać tą różnicę. Mimo wszystko jest mięciutki i dobrze się go nabiera.

Pigmentacja jest ok. Nie jest źle, ale dobrze też w cale. Jedno pociągnięcie na pewno nie wystarczy, poza tym robią się prześwity. Trzeba z nim troszkę popracować. 2-3 pociągnięcia i jest dobrze.

Co do koloru - jest to typowy turkus. Na zdjęciach wychodzi bardzo niebiesko, ale to typowa mieszanka zieleni i błękitu. Kolor jest naprawdę ładny i bardziej uniwersalny niż mogłoby się wydawać.












-
edycja limitowana
zapach
trochę słaba pigmentacja

+
opakowanie
cena
kolor
trwałość

Poniżej pierwszy makijaż mojego autorstwa na tym blogu - turkusowy eyeliner w iście dramatycznej odsłonie ;) Tak na szybko zmalowane w ramach zabawy, bez bazy nawet ;)
Bez fioletu to fajna, dzienna propozycja na lato.

















Pozdrawiam,
William Rhinestone

29 lipca 2011

Porównanie szminek.


Tym razem szybki, zbiorczy post w którym przedstawię wam moje szminki bez szczegółowych recenzji. Dużo ich nie ma, bo kolekcja ciągle się buduje ;)

NYX circe - jasny nude, miłość wielu osób. Moim zdaniem daje efekt korektora, którego bardzo nie lubię. Jedyne do czego go używam to mieszanie z innymi kolorami.

Golden rose seria 2000 kolor 126 - jasny, różowy, naturalny kolor. Troszkę podobny do runway pink z elf. Lubię.

Golden rose seria 2000 kolor 147 - bardzo naturalny kolorek. Brzoskwinia, ale ma w sobie też trochę różu. Obecnie chyba mój ulubieniec.

NYX mars - ładny brąz z odrobiną różu. Również lubię.

ELF classy - jasny róż, nieco liliowy. Średnio twarzowy kolor.

ELF runway pink - ciepły róż, nieco przybrudzony. Bardzo twarzowy :)

Rimmel nude delight - jeśli mnie pamięć nie myli to kiedyś był bardzo szał na tą szminkę. Dość ładny nude, nie wygląda sztucznie i korektorowo. Bardzo ciepły odcień.

ELF posh - wisienka, twarzowa wbrew pozorom.


Pozdrawiam,
William Rhinestone

28 lipca 2011

Catrice Urban Baroque Illuminating Powder



Bardzo podoba mi się opakowanie. Jest proste, cienkie, ma ładną aplikację i lusterko. Nie lubię przeźroczystego plastiku, w jakiejkolwiek postaci. Lusterko co prawda nie jest jakiejś boskiej jakości, ale jest całkiem całkiem. Niestety nie ma składu. Szkoda.

Zapach jest bardzo intensywny, pudrowy. Dla mnie jest ok, ale osoby wrażliwe może przyprawić o ból głowy ;)

Wzór a'la meteoryty. Gdzieś przewinęła mi się opinia, że wzór to nie jedyne co ich łączy.
Choć nie lubię meteorytów, mam jedne i jedyne co robią to cieszą oko i nos. Zlinczujcie mnie, ale jedyne co ja widzę to brokat i tandeta zmieszane z marką, zapachem i fajnymi pudełkami. Być może prasowane dają lepszy efekt - nie wiem, zawsze zapominam obmacać. Meteoryty mają miliony fanów, ja nie wiem co jest fajnego w brokacie na całej twarzy, ale każdy ma prawo do wszystkiego i ja tutaj nic do tego nie mam ;) Oczywiście nie ma co porównywać produktu za kilkaset złotych do puderku za niecałe 20, poza tym to nie jest post o meteorytach więc może tu skończmy.
Tak czy inaczej wzór wygląda dobrze, kolory są wyraziste, ale nie mają absolutnie pigmentacji.
Po zmieszaniu dostajemy transparentną biel.
Niektórzy nakładają go na całą twarz - owszem, nadaje się do tego, aczkolwiek dla mnie jest zbyt drobinkowy i za mało satynowy, żeby używać go na całą twarz. Za to spisuje się fajne jako typowy rozświetlacz, ale nałożony niezbyt oszczędnie, bo wtedy ładnie tafluje i prawie nie widać drobinek. I mówię to ja, uczulony na drobinki ;) Lubię go, to naprawdę fajny rozświetlacz. Niestety ciężko uchwycić efekt na skórze, może jak będzie słońce to spróbuje coś poszaleć z aparatem. Jest to limitka, więc ciężko go jeszcze zdobyć, ale jak tylko macie możliwość to polecam.

-
edycja limitowana
dostępny był tylko w naturze
mocny zapach
nieznany skład

+
opakowanie
lusterko
wzór
efekt
małe drobinki



Pozdrawiam,
William Rhinestone





PS Czy was też doprowadza do szału, że post po dodaniu wygląda całkiem inaczej niż w edytorze ?

27 lipca 2011

Szybka recenzja: Skin79 super+ bb cream vip gold collection

Próbka pozwoliła mi na 4 dni testów. Krem ogólnie jest bardzo podobny do swojego różowego brata z poprzedniego postu. Niestety nie mam już tamtej próbki żeby pokazać kolorki obok siebie, dlatego pokazuje w porównaniu do innego kremu.
Krycie dość dobre, stopniowalne i porównywalne z różowym. Zapach również podobny, kremowy i delikatny. Konsystencja chyba nieco gęstsza, ale może mi się wydawać. Mimo wszystko rozprowadza się dobrze. Kolor również jest siny i podobny, ale dużo bardziej różowy. Ładnie stapia się z cerą, ale róż wybija. Również pozostawia satynę, ale nie błyszczy się tak szybko jak różowy. Jest dość bogaty, skóra po nim jest gładka i nawilżona, ale nie tłusta. Niestety zapycha. Jestem tego prawie pewien, bo w trakcie używania go zaczęły pojawiać się wypryski, po skończeniu testów cera powoli zaczęła się normować. Nie mam pewności, że to on, ale nie mam też nikogo innego kogo mógłbym o to oskarżyć. Ze względu na sino-różowy kolor i zapychanie tego kremu, uważam, że różowy jest lepszy.


Pozdrawiam,
William Rhinestone

Szybka recenzja: Skin79 super+ bb cream pink label + porównanie bb creamów


Normalnie nie robię takich rzeczy, ale BB creamy stają się co raz popularniejsze, a polskich opinii ciągle jest mało dlatego postanowiłem zrecenzować ten krem, niestety tylko na podstawie próbki. Na próbce ilość informacji jest bardzo oszczędna. Generalnie ma robić to co inne BB - wszystko :) Nie wiem ile było ml, ale próbka wystarczyła mi na 4 dni testów. Recenzja przez to nie będzie do końca rzetelna, ale myślę, że sporo po tych 4 dniach mogę powiedzieć.
Kolor - sino-beżowy. Można też znaleźć trochę różu. Dopasowuje się bardzo dobrze, kolor wydaje się być bardzo 'chory', ale na twarzy wygląda dość dobrze. Raczej nie polecam osobom o żółtawej karnacji - mimo wszystko odcinał się od szyi.
Zapach - miły, taki kremowy, nie jest nachalny.
Konsystencja - gęsta, ale pozwala się dobrze rozprowadzić.
Krycie - całkiem fajne, powiedziałbym średnie, stopniowalne.
Wykończenie - satyna, ale po chwili zaczyna się błyszczeć.
Zmatowiony pudrem nie ma dużego wpływu na trwałość makijażu.
Lekko nawilża dlatego ja nie potrzebowałem dodatkowo kremu, ale w przypadku suchej cery będzie konieczny. Troszkę zbiera się w zmarszczkach. Na 85% nie zapycha (w ciągu 4 dni używania i w piątym dniu nie wyskoczyło mi nic, a moja cera łatwo i dość szybko się zapycha).

Jest to jedna z tych recenzji, gdzie nie wiem czy o wszystkim pamiętałem, ale mam nadzieję, że tak :)














Pozdrawiam,
William Rhinestone

26 lipca 2011

W stronę natury czyli pierwsze zamówienie na Biochemii Urody

Postanowiłem nieco zmienić pielęgnację i uśmiechnąć się w stronę naturalnych, prostych kosmetyków które nie zawierają żadnych zbędnych ulepszaczo-zapychaczy, a niestety moja cera zapycha się bardzo łatwo. Pierwsze zamówienie, pełne ekscytacji - czy jestem zadowolony ? Powiedzmy, że tak. Wszystko jest w porządku poza jedną rzeczą - czasem realizacji zamówienia. No proszę was, 3 tygodnie ? Ja akurat miałem 'szczęscie' bo moje zamówienie zostało wysłane po równo dwóch tygodniach od dokonania zapłaty (w piątek). Nie mogę pojąć tak długiego czasu, skoro naprawdę ogromne sklepy internetowe mające co najmniej kilkaset zamówień dziennie są w stanie wysłać paczkę dnia następnego (a czasem nawet tego samego dnia!) to co BU robi z naszym zamówieniem przez dwa - trzy tygodnie ? Osobiście tłoczą nam te oleje ? Jest to właściwie jedyny, ale bardzo duży i bolesny minus tego sklepu. Czy zamówię z BU ponownie ? Kiedyś prawdopodobnie tak, ale raczej będę buszować po innych sklepach tego typu, które to realizują zamówienia w ludzkim i normalnym czasie do 3 dni, a nie 3 tygodni.
Jednak skończmy te narzekania i przejdźmy do przyjemniejszej części :)
Produkty przychodzą do nas w higienicznych, prostych opakowaniach (które w zależności od produktu są mniej lub bardziej funkcjonalne), dodatkowo zapakowanych w woreczki strunowe. W przypadku produktów do których musimy coś dodać i samemu w domu sobie ukręcić, w woreczku znajdziemy próbówkę/i z odpowiednio odmierzonymi składnikami oraz bagietkę do mieszania czyli tak naprawdę wszystko co potrzebne :) Nie musimy sami się bawić w odmierzanie tylko po prostu otwieramy, wsypujemy, wlewamy, mieszamy i gotowe. W takim przypadku zawsze też mamy naklejkę z nazwą końcowego produktu na której uzupełniamy datę ważności. Wszystkie informacje takie jak instrukcja wykonania, skład, termin ważności i sposób przechowywania podane są na stronie.
Produkty które kupiłem to:
- Hydrolat oczarowy, PIĘKNIE pachnie, spodziewałem się jakiegoś leśno-ziołowego zapachu wilgoci, a tymczasem jest naprawdę piękny, ale trudny do opisania.
- Olejek myjący z olejkiem z drzewka herbacianego i wit. E - wiele osób nienawidzi zapachu drzewka herbacianego, ale ja go uwielbiam więc tutaj również jestem zachwycony. Konsystencja jest rzadka, dobrze się rozprowadza. Ma żółtawy kolor.
- Żel hialuronowy - wybrałem wersję podwójną (2%), przyznam, że ukręcenie go nie było w cale tak banalne :) Kupiłem do niego opakowanie z pompką typu airless.
- Olej Monoi Tiare - konsystencja stała, ale łatwo się topi, niestety słoiczek nie jest zbyt wygodny jeśli chodzi o ten produkt. Lepszy byłby płytszy, taki jak do kremów. Zapach jest dość specyficzny, miły i słodkawy, ale spodziewałem się czegoś lepszego.
- Puder bambusowy - pachnie salą chemiczną, jest drobno zmielony, daje dość tępe, szorstkie uczucie pod palcami jednak nie jest to wyczuwalne na twarzy
- Olej Tamanu - jego zapach naprawdę trudno mi znieść, pachnie jak maggi, rosół lub coś w tych klimatach. Niestety zapach jest bardzo silny i dłuuugo się utrzymuje. Mam go na twarzy od ponad 2 godzin i nadal czuję. Naprawdę nieprzyjemny, aż mi niedobrze, ale jeśli tylko pomoże to wszystko zniosę :) Poza tym ma płynną, rzadką konsystencję i dobrze się rozprowadza.

Są to takie pierwsze wrażenia, bez żadnych konkretów i opinii - jak potestuję to z pewnością każdy produkt znajdzie chwilę dla siebie :)


Pozdrawiam,
William Rhinestone

20 lipca 2011

HAUL :)

Wczorajszy haul :) Nie pokazuję wam każdych zakupów, bo dość często wyskakuję do miejscowych drogerii i kupuję np. 2-3 rzeczy, więc bez sensu robić taki post, a znów potem jak dochodzą jakieś większe zakupy to zawsze zapominam o tych drobnostkach, ale spokojnie - każdy produkt wcześniej czy później znajdzie tutaj miejsce dla siebie :)
Ogólnie rzecz biorąc totalnie zapomniałem o bondi beach z essence i tak spacerując po centrum handlowym, właściwie powoli kierując się do wyjścia z przyzwyczajenia zahaczyłem o Douglasa. Generalnie nie wiem czy to moje skrzywienie umysłowe czy to ten sklep, ale praktycznie w cale tam nie kupuję, aczkolwiek zawsze muszę się tam przejść bo jak dzieci do cukierków, a pszczoły do miodu lgnę do wszelakich okazji i promocji co nie zawsze kończy się dobrze dla mnie i mojego portfela no, ale co zrobić. Zakupy są tańsze od psychoterapeuty :) Więc zachowawczo i mimowolnie tam wchodzę bo, a nóż coś mi się trafi. I tak po półtorej minuty oglądania wyjątkowo ubogiej oferty męskich perfum (szczególnie w porównaniu do damskiej sekcji) stwierdziłem, że mi wystarczy już tej nieprzyjaznej aury sklepu. Jednak w sephorze lepiej się czuję, drażni mnie parę rzeczy, ale promocje i śmieszne Panie z którymi miło się rozmawia (niekoniecznie w celach porady kosmetycznej, bo tutaj wiedzę zazwyczaj mają średnią) stawiają S. daleko przed D. No i tak myślę o wyjściu, ale jeszcze przejdę sobie obok essence i tutaj mym oczom objawiło się bondi beach. Stand był dziwnie wybrakowany, gdyż zostały tylko dwa lakiery, jedna jaśniejsza paletka natomiast reszta - pudry, linery, pędzelki i żele były prawie wszystkie. Skusiłem się od razu na puder który z nieznanych przyczyn był moją chciejką od początku, no i tak rozmyślałem nad linerem turkusowym, bo czy ja go kiedykolwiek na kimkolwiek użyję ? a co mi tam, jak wszyscy mają i się jarają to też wezmę. Teraz żałuję, że nie wziąłem pędzelka (tym bardziej po tym co napisała Just), ale jak bb dotrze w końcu do 'mojej' drogerii to pewnie się jeszcze skuszę. Tak, ja również nie sądzę, że obecność tej całej opowieści jest normalna, ale niesamowita burza jaka dziś była, która spowodowała, że moją ulicą płynęła rzeka do pół łydki, co z kolei spowodowało korki, gaśnięcie samochodów i gubienie numerów rejestracyjnych sprawiło, że mam dziś dobry humor. Ja wiem, że miłego to tu nic nie było, ale co zrobić, że uwielbiam burzę. Między innymi mój tata zgubił numery rejestracyjne, więc nie muszę mówić, że zabawa była przednia ! :D Deszcz, rzeka na ulicy, samochody próbujące się przedostać, kilkoro nieszczęśników szukających swoich tablic, kilkoro innych próbujących odpalić samochód i ja z tatą szukający jego numerów. Najzabawniejsze jest to, że zanim udało nam się znaleźć nasze, wyłowiliśmy 4 inne blachy :D Jeden facet podwinął spodnie i w garniturze na bosaka szukał swoich. :D
No, ale wydaje mi się, że pora skończyć bezsensowne historie na które miejsca tu nie ma więc lećmy do jakiś konkretów.
Jak już wspomniałem z bondi beach skusiłem się na turkusowy eyeliner i puder brązujący, który mimo, że ma odrobinkę pomarańczki to dość ładnie wygląda, jest bardzo fajnie, delikatnie napigmentowany, do tego ani trochę nie pyli, więc aplikacja jest po prostu świetna. Niestety nie ma nigdzie składu, więc zostaje mi tylko czekać na to czy mnie zapcha, czy nie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale bronzery bardzo lubią mnie zapychać.
Sephorowo dość grzecznie, kusiło mnie pare rzeczy, szczególnie róże w płynie z MUFE, ale jakoś nie dalem się skusić więc tylko pędzelek duo fibre. Jest bardzo malutki więc w życiu nie dałbym za niego 100zł, ale na promocji sie opłacało. Jest dośc dobry, potrzebny mi był właśnie taki mały duo fibre. Poza nim balsam do ust z Yes To Carrots. Cytrusowy, tym samym mam chyba już wszystkie smaki balsamów do ust z Yes To Carrots. Czy są aż tak rewelacyjne ? NIE, ale mają w sobie coś co sprawia, że je uwielbiam, szczególnie kiedy są w promocji ;)
W H&M znów skusiłem się na mgiełkę do ciała, którymi lubię psikać w samochodzie, żeby szybko odświeżyć powietrze, a delikatne i lekkie zapachy mgiełek idealnie się do tego nadają. Poza tym waniliowy krem do rąk.
Następnie zakupiłem sobie moje 3 pierwsze produkty z Got2b. Puder na którego szał był niedawno, a ja oczywiście spóźniony ;), lakier do włosów i spray ochronny. Puder działa bardzo fajnie, aczkolwiek to co robi z włosami jest niesamowicie nieprzyjemne w dotyku, szczególnie dla osoby takiej jak ja, która często dotyka włosów. Lakieru jeszcze nie używałem, ale plus za wyjątkowo prosty i tradycyjny korek. Moje ostatnie lakiery miały bardziej udziwnione korki, mistrzem dziwności jest schwarzkopf silhouette fioletowy dodający objętości. Taki prosty korek to miła odmiana. Spray muszę poużywać dłużej, ale już wiem, że to co pisali inni jest prawdą - trochę skleja i ma specyficzny, acz ładny zapach.
G'day mate - żel do mycia twarzy i peeling, takie niby specjalne przed goleniem ;) Mają fajny zapach, nie jakiś chamsko męski, cytrusowy bardziej. Na razie trudno mi powiedzieć coś więcej.
Method bloq ethernal optimist shave cream - krem do golenia, urzekło mnie udziwnione opakowanie, był jeszcze miętowy, ale cytrusowy ładniej pachniał. Jeszcze nie używałem więc nic nie powiem. Zdaniem producenta ma mi zapewnić dobry początek dnia, szczególnie kiedy wstanę lewą nogą - ciekawe ;)
James Brown London Scandalous - szampon wyjątkowo nawilżający. Wiadomo, że sam szampon wiele nie zrobi, ale jakoś mnie skusił. Co miłe jak na szampon nawilżający jest to, że nie jest przepchany silikonami. Muszę się jeszcze przyjrzeć, ale widziałem tylko jeden gdzieś bliżej końca.
Miło, jeśli przebrnęliście przez tą powieść ;)


Pozdrawiam,
William Rhinestone

17 lipca 2011

Inglot AMC multicolour system highlighting powder


Opakowanie jest proste, aczkolwiek nie ma wyglądu chińskiej tandety (co zazwyczaj się łączy z obecnością przeźroczystego plastiku). Plastik jest gruby, dobrej jakości, zawiasy dobrze działają, opakowanie zamyka sprężynka lub coś w tym stylu. Mimo to nie ma mowy, żeby produkt sam się otworzył. Opakowanie na plus.

Z tyłu mamy podane podstawowe informacje. Skład jak to bywa u Inglota znajduje się na karteczce, którą znajdziemy w kartoniku z produktem.









Sam produkt to mozaika pięciu, perłowych kolorów. Ja posiadam tonację róży, jeśli pamięć mnie nie myli dostępne są jeszcze dwa inne kolory. Pigmentacja poszczególnych kolorów jest bardzo słaba, jedynym mocniejszym kolorem jest ten ciemniejszy róż. To głównie on daje kolor całej mozaice, więc w zależności od tego jaką jego ilość nałożymy na pędzel możemy uzyskać tylko rozświetlenie lub normalny efekt różu.
Ogólnie produkt jest dość uniwersalny, jak już pisałem może posłużyć jako rozświetlacz, róż, ale także jako cienie do powiek.
Jest fajny, naprawdę fajny i lubię go. Można nim uzyskać naprawdę piękną taflę na policzkach.
Daje ładny, perłowy efekt z małymi drobinkami, zdecydowanie bez brokatu. Jestem osobą, która potrafi dopatrzeć się drobinek nawet w matowych produktach (a jestem na nie uczulony) więc jeśli powiem, że efekt tego produktu jest dla mnie zadowalający to chyba nic więcej dodawać nie trzeba :)
Trudno uchwycić efekt rozświetlacza na zdjęciach, ale mam nadzieje, że coś mi wyszło.

Cena to jakoś 40 zł za 9 gram co moim zdaniem jest bardzo rozsądne, polecam :)


-
trudno mi się jakiś dopatrzeć, dla niektórych minusem może być forma mozaiki

+
cena, ilość
efekt i brak brokatu
możliwość mieszania kolorów według upodobań
jakość opakowania
uniwersalność


Pozdrawiam,
William Rhinestone

11 lipca 2011

Seria Inglotowa Część VIII - twarz



To już ostatnia część w której pokażę wam wkłady do twarzy. Jak na razie mam tylko dwa, ale planuję powiększyć kolekcję :)

Róż ma numer 85. Dostajemy 7g produktu co moim zdaniem jest sporo. Kolor jest dość ładny, taki ceglany. Raczej dla osób o ciemniejszej karnacji, choć właściwie użyty będzie dobrze wyglądać na każdym. No właśnie, dobrze użyty - tutaj pojawia się problem ponieważ róż jest tak szaleńczo napigmentowany, że oswojenie go jest niemalże niemożliwe. Próbowałem go na różne sposoby różnymi pędzlami i jest ciężko. Jedyne co pozwala go opanować to wycieranie pędzla w rękę przed użyciem, ale tu też trudno znaleźć złoty środek, tak by nie zostawić za dużo na pędzlu, ani też nie zetrzeć wszystkiego. Nawet duo fibre nie sprawdza się najlepiej. Z nim naprawdę trzeba uważać, jest mocny i agresywny, łatwo o plamy, smugi, trudno się rozciera. Poza trudnościami z nakładaniem wszystko inne na plus - innych zarzutów nie mam i poza tym polecam :)

Puder to AMC 52, dostajemy 13g produktu. Jest to nieco ciemniejszy kolorek, który mi służy za bronzer. Jest to ładny, karmelowy odcień. Wygląda naturalnie, jest odpowiednio napigmentowany i dobrze się rozciera. Niestety (tak jak i róż) dość silnie pyli co mi przeszkadza.




















Pozdrawiam,
William Rhinestone

Seria Inglotowa Część VII - błękity


Wybaczcie tą przerwę, ale ostatnie dni były dla mnie bardzo aktywne więc teraz postaram się nadrobić.

Przedostatnia część to niebieskości, których fanem nie jestem więc również to co mam jest dla mnie wystarczające :)






Na zdjęciu po lewej kwadraty, a po prawej paski.













M 389 - to bardzo ciemny, szarawy granat. Fajny do smokey.

P 428 - naprawdę bardzo ładny cień. Jest to dość ciemny granat, ale z poblaskiem w intensywnym, fioletowoniebieskim kolorze. Wygląda rewelacyjnie.

P 415 -również piękny cień. Jasny niebieski z limonkowym poblaskiem. Dość niespotykany i pasujący do wielu kolorów.

P 426 - zwykły, niebieski, perłowy cień.

DS 480 - choć w opakowaniu wygląda tak samo jak 426, jest od niego sporo ciemniejszy. Posiada srebrne drobinki i niesamowitą pigmentację jak na wykończenie DS.

DS 482 - granat, lekko fioletowy ze srebrnymi i niebieskimi drobinkami. Niezbyt napigmentowany i jak dla mnie mało użyteczny.



Pozdrawiam,
William Rhinestone

7 lipca 2011

Seria Inglotowa Część VI - fiolety



Szósta, fioletowa paletka, jedna z moich ulubionych.
Fiolet to kolor, który dobrze wygląda u wielu osób dlatego też dość często sięgam do tej paletki.
To co tutaj mam jest właściwie dla mnie wystarczające, to czego nie znalazłem w inglocie znalazłem w innych markach więc fioletów chyba więcej mi nie trzeba :)

















Integra 63 s to brąz, ale przesycony śliwką, biedaczek taki trochę bo do żadnej paletki kolorystycznie nie pasuje jednak przez ilość śliwki umieściłem go w fioletach. Ogólnie kolor dość specyficzny, ale w załamaniu dość dobrze wygląda. Pigmentacja przeciętna, posiada czerwono-złote drobinki. Ogólnie kolor ciepły, ale z chłodnym, liliowym poblaskiem.

P446 - rewelacyjny kolor, ciemny, śliwkowy fiolet z intensywnie fioletowym poblaskiem. Można nim zrobić piękny smokey, ale dobrze też wygląda w załamaniu.

DS 493 -liliowy fiolet z niebieskimi drobinkami, ładny i dość delikatny. Nieco bardziej nasycony niż na zdjęciu.

AMC 66 -bardzo intensywny fiolet z niebieskimi drobinkami, fajny ale pigmentacja nie zachwyca, trzeba nałożyć go trochę więcej.

M392 - świetna pigmentacja i dobrze się z nim pracuje, fiolet z odrobiną różu, taki nieco purpurowy.

M375 - ciemny, nieco śliwkowy fiolet, również miły w użyciu.

AMC 127 - dość jasny, perłowy fiolet z niebieskimi drobinkami, posiada pewną dozę różu i różowawy poblask. Szczególnie lubię go na dolnej powiece.

M386 - dość intensywny, typowy fiolet, bardzo lubię.

P399 - trudno go określić, trudno pokazać go na zdjęciach, również nigdzie nie pasuje, a nawet jeszcze bardziej niż 63. To wszystko sprawia, że jest naprawdę piękny i bardzo go lubię. Poblask ma srebrzysto liliowy, a sam kolor? Hmm.. Widzę trochę beżu, może nawet brązu, ale bardzo ciepłego, sporo tu różu i trochę fioletu, a wszystko to na srebrnej bazie. Inaczej opisać nie umiem, ale myślę, że warto go mieć.















Pozdrawiam,
William Rhinestone

5 lipca 2011

Seria Inglotowa Część V - zielenie




To już piąta paletka, pogoda nieco się poprawia co mam nadzieję widać na zdjęciach.

Tym razem zielenie, wiele ich nie jest gdyż mimo, że ten kolor bardzo lubię to te kolory które mam są dla mnie wystarczające
























DS 504 - to taki chłodny zielony, turkusowy kolor, nie jest tak niebieski jak na zdjęciu. Nie należy do moich ulubieńców, aczkolwiek można się z nim fajnie pobawić.

DS 477 - piękna limonka, bardzo świeża i miła w użyciu, polecam szczególnie teraz bo jak dla mnie to bardzo letni kolor.

P418 - bardzo lubię, naprawdę piękny kolor. To może zabawne, ale ten kolor kojarzy mi się z glonami nori :) One właśnie też są dość ciemne, ale mają taki jasny połysk. To ten kolor najlepiej opisuje, ale jeśli ktoś nie ogarnia porównania do glonów to jest to taka butelkowa zieleń z bardzo ładnym, jasnozielonym poblaskiem.

M384 - bardzo fajna, trawiasta zieleń. Lubię, lubię.

M372 - również wyszedł okropnie niebiesko, jakoś nie umiem go opisać, ale to taki turkus, podobny trochę do 504. Nie wiem dlaczego, ale ma świetną konsystencje, bardzo inną od reszty cieni inglotowych, jest bardzo miękki, miły, wręcz kremowy ale zarazem pyli dużo bardziej. Ogólnie podoba mi się bardzo. Dobrze wygląda na ciemniejszych karnacjach i brązowych oczach.



Pozdrawiam,
William Rhinestone

4 lipca 2011

Seria Inglotowa Część IV - gorąco czyli czerwienie, róże, pomarańcze i żółty.



Był dzień przerwy gdyż miałem nadzieje, że pogoda się poprawi, tym czasem jest chyba jeszcze gorzej...
Zdjęcia mi się nie podobają, ale staram się jak mogę żeby cokolwiek było widać...


To już czwarta paletka, tym razem pełna ciepłych kolorków, które wbrew pozorom mogą wyglądać dobrze na wielu osobach.


















W swatchach jest trochę zamieszanie więc cienie będę opisywać tak jak są na palcach, po kolei od lewej strony.

DS490 -mile wyglądająca malinka ze złotymi i srebrnymi drobinkami. Ładzie ożywia spojrzenie.

AMC74 - to taki bordowy, jeżynowy kolor, jednak daleko mu do fioletu. Ciekawe u niego są różnokolorowe drobinki.

M382 - matowa czerwień zmieszana z pomarańczą, nie zachwyca pigmentacją.

Matrix 889 - taki brudno malinowy, troszkę ma fioletu i złote drobinki, które znikają w akcji.

AMC84 - mocna pomarańcza ze srebrnymi drobinkami

AMC100 - konkretna czerwień ze złotymi drobinkami

DS488 - pudrowy róż ze srebrnymi drobinkami, ładnie wygląda na całej powiece lub jako cień bazowy.

P450 - chyba najlepszy cień z całej paletki. Ciemna wiśnia z różowawym poblaskiem. Piękny w załamanie, dobry do kolorowego smokey. Wygląda dobrze na większości osób, szczerze polecam nawet tym, którzy nie lubią koloru na powiekach.

DS474 - konkretna żółć ze złotymi drobinkami.















Pozdrawiam,
William Rhinestone
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...