30 czerwca 2011

Seria Inglotowa Część I - naturalno-neutralne




Przedstawienie mojej kolekcji nieco przejechało się w czasie za co przepraszam, obiecuję poprawę :)

Jako pierwszą przedstawiam paletkę z cieniami w bardzo naturalnych kolorach, którymi można zrobić głównie makijaż nude, co najwyżej neutralny smokey.



Numerki:
M356;
M363; P393; M353
M378; M358; M390; M353












Zdjęcie 1 - dolny rząd po kolei, Zdjęcie 2- 356; 393; 363


Matte 356 to jasny, pudrowy róż, dobry na całą powiekę, ładnie odświeża spojrzenie jednak niekoniecznie dla osób z naczynkami

Matte 353 to bardzo jasny, cielisty kolor z żółtymi tonami. Dobry jako cień bazowy, do wyrównania koloru powieki lub rozjaśnienia jej. Sprawdzi się również jako matowy rozświetlacz dla ciemniejszych karnacji. Porównywany do Brule z MAC

Pearl 393 to złocisty beż ze srebrną poświatą, rewelacyjny rozświetlacz, na skórze daje praktycznie sam blask bez koloru, jako rozświetlacz wygląda naturalniej niż np. biały perłowy cień. Porównywany do Shroom lub Ricepaper z MAC

Matte 363 to dość chłodny, czekoladowy brąz. Trudno to opisać, ale mimo, że jest raczej chłodny to ma sporo żółtych tonów. Dobry w załamanie.

Matte 390 to ciemny beż, dla ciemniejszych karnacji będzie super jako cielisty cień, dla bardzo jasnych można nim delikatnie podkreślić załamanie. Nieco jaśniejszy od Omega z MAC

Matte 358 to prawdopodobnie mój ulubiony cień, bardzo chłodny, jasny brąz, wpadający wręcz w szarość, w dziennym makijażu świetnie podkreśla załamanie, jest bardzo naturalny. Podobny do Copperplate z MAC

Matte 378 to ciemny, czekoladowy brąz, trudno mi go bliżej opisać. Fajny do smokey lub zewnętrznego kącika.




Pozdrawiam,
William Rhinestone

29 czerwca 2011

Skin Food Peach Sake Pore BB Cream SPF20 PA+













Opakowanie moim zdaniem jest ładne, cieszy oko. Utrzymane w nieco starodawnym,
'naturalnym' stylu. Tubka z pompką to bardzo wygodne i higieniczne rozwiązanie. Nie musimy przejmować się tym, że szklana butelka nam się potrzaska lub plastikowa pęknie i zarazem produkt nie ma dostępu powietrza, które ma na niego destrukcyjny wpływ. Pompka działa bez zarzutów - co więcej zauważyłem, że ma coś jakby próg na samym początku dzięki któremu możemy sobie wycisnąć maleńką ilość produktu delikatnie naciskając.














Z tyłu, jak to często bywa w azjatyckich kosmetykach, jedyne co nas spotka to mnóstwo krzaczków z co najwyżej kilkoma zdaniami po angielsku. Próżno szukać składu, który jesteśmy w stanie przeczytać. Szkoda.
Kolor który posiadam to 1, jest naprawdę jasny. Posiada zdecydowanie żółte tony z odrobiną brzoskwini. Może to być wybawieniem dla osób na których wszystkie BB creamy różowieją, bo nawet moja dość żółta cera nie wybija z niego różowych tonów. Poza tym krem naprawdę ma duże zdolności dopasowania się do cery.












Krycie niestety jest dość słabe, ujednolica cerę, pokrywa drobne niedoskonałości i sprawia, że większe są nieco delikatniejsze jednak nie pokrywa ich prawie w cale. Będzie idealny dla osób z cerą bez problemów gdyż zupełnie nie widać go na twarzy, a swoje robi. Niestety jeśli mamy wiele do ukrycia krem może nie spełnić naszych oczekiwań. Krycie jak już mówiłem jest słabe, co więcej niestety nie jest stopniowalne. Jeśli nałożymy więcej kremu punktowo zacznie on wyglądać nienaturalnie, zmiana dalej będzie tak samo widoczna i zarazem dodatkowo podkreślona. Bez korektora ani rusz.
Konsystencja bardzo mi się podoba, jest nieco wodnista, ale nie rzadka przez co kremik bardzo wygodnie się wklepuje. Tak, tak, wklepuje ponieważ uważa się, że wklepywanie jest jedynym poprawnym sposobem nakładania BB creamu. Wiele osób jednak normalnie rozsmarowuje kremy rękoma czy nawet używa pędzli. Wszystko zależy od was. Wklepany kremik po prostu lepiej się wchłania, nieco lepiej kryje i daje zazwyczaj ładniejsze wykończenie.
Krem ma obłędny zapach, zapewne nie każdemu się on spodoba, ale jak dla mnie to piękna brzoskwinka.
Jeśli chodzi o obietnice producenta wygląda to tak - krem niby jest do cery tłustej i problematycznej, ma wygładzać cerę, kontrolować wydzielanie sebum i zakrywać niedoskonałości. Nie do końca się z tym zgadzam. Krem bowiem nie matuje, nie wpływa na wydzielanie sebum i ogólnie daje dość świetliste wykończenie więc przy tłustej cerze trzeba go zdecydowanie przypudrować. Wykończenie nie jest tak świetliste jak w przypadku innych kremów po których cera wygląda wręcz na tłustą, ale daleko mu do matu. Mimo wszystko nie widzę przez to uszczerbku jeśli chodzi o trwałość makijażu. No i w końcu z założenia BB cream to połączenie kosmetyku pielęgnującego z make up-em, a praktycznie po każdym kremie zostaje choćby jakaś satyna, producent też nie obiecuje nam matu.
Jednak idąc dalej - co mnie w nim urzeka ? Poza tym co już wymienione kremik zdecydowanie nie zapycha i wydaje mi się, że ma dobry wpływ na pory. Odkąd go używam moje rozszerzone i zanieczyszczone pory wyglądają jakby troszkę lepiej.
Ochrona przeciwsłoneczna jest ok, jednak większość BB kremów ma dużo wyższe filtry. Poza tym uważa się, że większość filtrów w kremach BB nie jest stabilna więc polecam nadal używać swojego.
Dodam jeszcze jedną rzecz, która na początku mnie zdziwiła - musiałem wycisnąć ok 20 pompek powietrza zanim pojawił się krem - nie martwcie się tym, to częste w Azji, że 1/3 tubki to powietrze, być może chodzi tu o to, by zachęcić kupującego wielkością opakowania ? Nie wiem.
Warto też pamiętac o tym, że jeśli na opakowaniu jest data, to w Azji podaje się datę produkcji, a nie ważności, więc bez paniki :)
I to chyba wszystko, nie wiedziałem nawet od czego zacząć tą recenzję i mam nadzieje, że o wszystkim pamiętałem.


Pozdrawiam,
William Rhinestone

ELF mineral lipstick - runway pink

















Ogólnie szminka jest fajna, daje dość mocno matowe wykończenie, dobrze kryje i miło się rozprowadza. Trwałość całkiem ok, nie mogę narzekać, ale też to nie jest coś wyjątkowo długotrwałego. Wszystkie produkty do ust mają trudną sytuację ze względu na 'używalność' ust, więc nie ma co wymagać od szminki, że będzie na ustach cały dzień. Zdarza jej się warzyć po jakimś czasie w kącikach, ale nie zawsze, nie wiem od czego to zależy. Jest całkowicie bezzapachowa i bezsmakowa co raczej idzie na plus. Zapachy dodawane do szminek często są męczące, zostawiają chemiczny posmak i mogą uczulać. Sam kolor też jest ładny, bardzo naturalny róż. Wiadomo, zależy to od naturalnego koloru ust, ale generalnie lekko rozjaśnia i podkreśla różowość ust. Wydaje mi się, że to kolor dość uniwersalny i świetny do dziennego makijażu. Właściwie to wszystko, szminka jak szminka, generalnie polecam :)
Nie pasuje mi jeden fakt - na opakowaniu piszą, że szminkę należy zużyć w przeciągu 6M. To jednak dość krótko, na szczęście moja ma już chyba ponad 6M i nic się z nią nie dzieje. Jeśli coś zauważę to dopiszę.
Cena 3.5F /3.8g


Pozdrawiam,
William Rhinestone

Przypominajka :)

Jeszcze tylko dziś i jutro można zgłaszać się do rozdania ! Nie przegapcie swojej szansy !
Szczegóły TUTAJ


Powodzenia jeszcze raz :)
William Rhinestone

Cienie MIYO recenzja













Od lewej: temper 12; viola 17; ambition 40; diva 16
Posiadam jeszcze kolor vanila jednak jest to cielisty kolor więc ledwo go widać :)
Mój aparat ma niestety problemy z kolorem fioletowym więc wszystkie kolorki są nieco przekłamane.
Ogółem cienie są naprawdę rewela
cyjne. Pigmentacja jest świetna, są dość suche i twarde (w porównaniu np z Inglotem czy Sleek) co mi osobiście nie przeszkadza bo dobrze nabierają się na pędzel. Nie pylą się jakoś wyjątkowo, ładnie się rozcierają i mieszają, podczas rozcierania kolor się nieco ściera, ale nie jest źle. Trwałość też jak najbardziej ok. Ja je bardzo lubię, poza tym kolory są dość ciekawe.

TEMPER 12 - choć na zdjęciu wygląda na ciepły brąz, jest to ciemna śliwka z nutą burgundu.
VIOLA 17 - kolor tragicznie znikł na zdjęciu. To dość jasny, lawendowy fiolet, bardzo go lubię, często używam jako różu do policzków, ale moim zdaniem ma wiele zastosowań.
AMBITION 40 - niesamowity fiolet, głęboki i wręcz jaskrawy, długo czegoś takiego szukałem, w rzeczywistości nie jest tak niebieski jak na zdjęciu
DIVA 16 - agresywny wręcz fiolet podbity różem, na zdjęciu wygląda na róż, ale to bardzo zdecydowany, jaskrawy fiolet, również trudno mi było znaleźć coś takiego

Od lewej:
LAVENDER 18 - bardzo jasny, lawendowy kolor, perła bez brokatu. Fajny rozświetlacz.

SUNRISE 29 - to jest naprawdę dobra, matowa żółć. Z żółcią różnie bywa, często jest słabo napigmentowana lub jej po prostu nie widać, a to jest naprawdę dobry cień.

STING 31 - strasznie ładny turkus. Niby zwykły, ale bardzo mi się podoba również perła bez brokatu. Bardzo letni kolor, jest bardziej zielony niż na zdjęciu.

FORREST 29 - matowa, bluszczowa zieleń. Nie wiem co więcej powiedzieć :)



Powtórzę jeszcze raz, że szczerze polecam (nikt mi za to nie płaci, żeby nie było ;)), pigmentacja oczywiście mogłaby być lepsza, ale w cenie 5zł za, uwaga, 3g cienia to po prostu marzenie no i jak dla mnie plus za nazwy.


Pozdrawiam,
William Rhinestone

17 czerwca 2011

HAUL :)

Kolejny haul :)
Jak widać kilka wkładów z Inglota z których jestem bardzo zadowolony, jeden tylko zepsuł efekt bo się powtórzył, ale tak to jest jak się zapomina kartki ze spisem numerków... Tak więc jeśli chodzi o freedom to zostało mi już tylko kilka wkładów które chcę w kolekcji :) Poza wkładami doszła kolejna pusta paletka.
Maseczka Rival de Loop i lakier timotei z rossmanna. Kiedyś przeszedłem przez 2 butelki, zachęciło mnie nowe opakowanie, zobaczymy jak się spisze.
Puder mineralny catrice dorwany na promocji :)
Dwa rewelacyjne pędzelki z H&M. Polecam je każdemu, mam już jeden i to są kolejne. Kosztują 5zł i to jest CUDO ! Włosie może nie jest idealne, ale wystarczająco miękkie, to naprawdę wielofunkcyjny pędzel - dobrze nakłada cienie, dobrze rozciera i jest też świetny do korektora pod oczy. I jeszcze kupiłem z h&m vanilla ginger body splash o naprawdę fajnym zapaszku, który został w samochodzie do szybkiego odświeżenia powietrza. Szczególnie przyda się teraz w upały, kiedy stojąc w korkach spaliny będą wyżerać płuca...
I król zakupów - moje ukochane Givenchy Pi. Zapach jak dla mnie praktycznie idealny. Wy dziewczyny też możecie się za nimi rozejrzeć - słodka wanilia nadaje temu zapachowi bardziej unisexowy charakter.
Poza tym doszło mi jeszcze parę innych pierdół jak kubki, naszyjniki, okulary itp. więc zakupy udane ;) Konto mniej zadowolone, ale raz się żyje ;)
Po zakupach polecam lekki chill z...
http://www.youtube.com/watch?v=Yxw-hSfHpXI

15 czerwca 2011

Zapowiedź ;)


W ciągu najbliższych kilku dni zaprezentuję wam moją kolekcję cieni INGLOT. Mam ich dość sporo więc nie dam rady tego zrobić na raz ;)

Tutaj zdjęcie mojej kolekcji -kilka cieni nie jest z inglota.
Niestety kolory są troszkę przekłamane :(






Pozdrawiam,
William Rhinestone

14 czerwca 2011

PIERWSZE ROZDANIE, ZAPRASZAM !

Witam!

Dziś mam dla was małą niespodziankę - organizuję taki wakacyjny giveaway :)

Jeśli chodzi o formalności wygląda to tak:
1. Do zabawy zapraszam wszystkich obserwatorów, wystarczy zgłosić chęć wzięcia udziału w rozdaniu.
2. Dodatkowe losy można zdobyć poprzez:
a) dodanie notki na temat rozdania (proszę podać link)
b) dodanie mojego bloga do blogrolla
c) poinformowanie znajomych o rozdaniu w dowolny sposób (fb, nk, forum, strona internetowa, twitter. Proszę podać linki w komentarzu lub wysłać mi je na maila.)
d) wyrażenie opinii o blogu w raz z sugestiami i/lub napisanie swoich top 3-5 kosmetyków

3. Bardzo proszę o podanie swojego maila oraz w miarę możliwości przestrzeganie zasady 1 osoba - 1 komentarz

Tym sposobem maksymalnie można zdobyć 5 losów.
Wyniki wylosuję 30 czerwca o północy więc zgłaszać można się do 30 czerwca do godziny 23:59 :)

kontakt: williambeauty@10g.pl

Wszystkie kosmetyki są nowe i nieużywane!

1. Ziaja, odżywka codzienna pielęgnacja do włosów bez spłukiwania
2. Ziaja MED krem do skóry tłustej i trądzikowej
3. Essence YOU ROCK! mgiełka odświeżająca
4. Essence smokey eye brush, na zdjęciu mój własny, zwycięzca otrzyma oczywiście nowy w opakowaniu ;)
5. MIYO cień do powiek VIOLA
6. Delia żel-korektor do brwi
7. NYX szminka circe
8. ELF błyszczyk goddess
9. MAC, odsypka pigmentu MELON wielkości łyżeczki w zakręcanym pojemniczku. Jest to jedyny używany kosmetyk więc jeśli komuś to przeszkadza mogę nie wysyłać :)

No i na pewno możecie spodziewać się próbek kremów BB, podkładów etc. :)


Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia !

William Rhinestone

12 czerwca 2011

Mgiełka utrwalająca ELF studio vs. Mgiełka odświeżająca essence You Rock



Na początek może dlaczego porównuję mgiełkę odświeżającą z utrwalającą ? Przecież to dwa inne produkty z całkiem innymi zadaniami.
Porównuję dlatego, że w końcu obie są mgiełkami, więc czemu by nie ? :P

Oba opakowania są poręczne, wygodne w użyciu, dość estetyczne. Essence jest nieco lepsza jakościowo.
Pompki działają bez zarzutu, dość podobnie jednak pompka elf lepiej rozpyla produkt, kropelki w mgiełce elf są dużo mniejsze niż essence przez co użycie jest milsze.
ELF ma dość nieprzyjemny, aloesowy zapach, który jednak szybko przemija. Essence ma dość miły, świeży zapach który pozostaje na skórze jakiś czas.
Essence zostawia nieco tłustą powłoczkę, która dość szybko się wchłania i zostawia skórę miłą i miękką (być może to przez glicerynę w składzie na drugim miejscu).ELF natomiast zostawia lepkawą, tępą powłoczkę.

A co z tym utrwaleniem ?















Na zdjęciu po lewej Essence, na zdjęciu po prawej ELF.

Jak widać oba spreje tak samo utrwalają, dość dobrze, dowód na zdjęciu. Cienie były zaaplikowane na czystą skórę, bez bazy, kremu etc. Efekty widoczne powyżej są po jakiś 4-5 godzinach.
Essence dostajemy 100ml za 9zł, ELF to 60ml za 3$/3.5F. Jeśli chodzi o cenę/ilość essence wygrywa bez dwóch zdań.
Wydajność - tutaj niestety wygrywa ELF. Nie wiem dlaczego ale essence bardzo szybko ubywa, mam go od jakiś 2-3 tygodni, nie był używany codziennie a jedynie co któryś dzień i już nie ma 1/5 opakowania, gdzie 60ml elfa wystarczyło mi ostatnio na jakieś... 4 miesiące ?

Oba produkty polecam, jednak dla mnie wygrywa essence ze względu na cenę, pojemność, milszą aplikację i dostępność w Polsce. Niestety to edycja limitowana, mam jeszcze jedną na zapasie i myślę nad zakupem kolejnej...


Pozdrawiam,
William Rhinestone


Dawny Haul :)


Haul z przed ponad tygodnia, ale wrzucam dopiero dziś...
Zdjęcie trochę słabe bo wróciłem do domu dość późno.

1. 2 nowe cienie MIYO - vanilla i ambition. Vanilla to piękny nudzik, niestety chyba trafił mi się felerny egzemplarz bo jest tak twardy, że nie da się go nabrać na pędzel. Ambition to piękny, bardzo intensywny fiolet - tego mi brakowało w kolekcji ! Cena 5zł sztuka.

2. 2 kuleczki z essence - bardzo fajne, szczerze polecam ;) Cena chyba 6zł sztuka.

3. OGROMNY balsam do ust z H&M o pięknym zapachu wanilii i konsystencji masełka. Ma AŻ 17,6 grama. Cena ok 5zł.

4. Zmywacz Revlon, nie wiem jaki jest bo nie był dla mnie.

5. Puder My Secret, tani i dobry, ale matuje na krótko. 12zł

6. Puder Inglot, bardzo fajny, daje naturalne wykończenie i jedwabistą skórę, mała pojemność, cena ok 20zł, ale jest wydajny.

7. Konturówka do ust inglot. Rozświetlająca w nieco brzoskwiniowym kolorze, dość fajna.

8. Róż inglot, to jest po prostu killer, jest tak napigmentowany, że nie wiem jak go używać. Trzeba baaardzo uważać. Kolor dość fajny - taki ceglano-brązowy.

9. Maseczka, nie pamiętam już nazwy, ale można ją kupić w naturze, lawendowa. Zapach miała tak silny, że pół domu mi nią pachniało (ale ja akurat kocham lawendę). Nie robi cudów poza tym, że jest miła w użyciu. Wydajna, wystarczyła mi chyba na 6 razy.

10. Lakier nivea do włosów blond. Nie jestem blondynem ale potrzebny mi był lakier na gwałt. Coś tam robi, ale nie lubię go. Miałem gorsze, miałem lepsze. Daje dość naturalny efekt, ale mimo tego, że ledwie co utrwala to jednak troszkę skleja, trzeba się z nim namęczyć. Wcześniej miałem silhouette push up volume i nivea po prostu ginie. Silhouette dosłownie zamrażał włosy, był trwały i przy tym włosy dalej wyglądały naturalnie, w ogóle ich nie sklejał, a mimo to były w bezruchu przed dobre kilka godzin.

I to w sumie wszystko... choć od tamtej pory doszło kilka nowych rzeczy ;p

Pozdrawiam,
William Rhinestone

11 czerwca 2011

ELF studio blush




Opakowanie jest eleganckie i wygodne w użyciu. Zawiera symboliczne lusterko i jest wzorowane na kosmetykach firmy NARS jednak na szczęście nie mają takiej wszystki-pył-łapiącej faktury jak NARS.

Nie jest żadną nowością, że kosmetyki elfa pylą - tutaj to się nie zmienia, ale mimo wszystko nie jest najgorzej, naprawdę :)

Produkt nie ma zapachu.


Kolory jakie posiadam to Gotta Glow (biały rozświetlacz) i Pink Passion (ostry róż).

Gotta Glow to podobno odpowiednik NARS albatros -efekt jest podobny jednak podstawową różnicą jest jakość.
Gotta Glow tak jak i albatros, wygląda w opakowaniu biało i taki faktycznie jest, jednak ta biel jest transparentna i na skórze zostaje nam tylko glow, bez żadnego koloru.
Glow jest złoty z lekkimi drobinkami. Wygląda ładnie, z pewnością będzie rewelacyjny na opalonych osobach - ja jednak wole srebrzyste rozświetlenia :)

Pink Passion to mocny, soczysty róż. Kolorek jest całkiem matowy i dobrze napigmentowany. Jeśli odpowiednio się go używa to nie robi smug i daje naturalny efekt. Ogólnie tym różem można wiele uzyskać - od bardzo naturalnego podkreślenia do dość silnego rumieńca. Ogólnie produkt mnie zadowala - aż w nadmiarze zaspokoił moja potrzebę posiadania intensywnie różowego różu :)
Trwałość jest bez zarzutu mimo tłustej cery, nie zapychają. Jedyne co, to większe drobinki z Gotta Glow lubią migrować.

Pink Passion polecam z czystym sumieniem, tym bardziej, że w tej cenie trudno jest znaleźć róż w takim kolorze. Gotta Glow natomiast można sobie darować.


4.8g/ 3$/3.5F


Pozdrawiam,
William Rhinestone

ELF shimmering facial whip


Opakowanie to miła w użyciu i higieniczna tubka. Aplikator na końcu jest bardzo wąski co pozwala na bardziej precyzyjną aplikację.
Zapach jest przyjemny, słodki i cytrusowy.
Konsystencja dość gęsta, nieco lepka, ale nie ma problemów z rozprowadzeniem.
Efekt jaki daje jest naprawdę piękny- chłodne, srebrzyste, taflowe wykończenie.
Efekt jest stopniowalny - im słabiej rozetrzemy tym błysk będzie intensywniejszy.
Rozświetlenie jest drobinkowe - ale drobinki są tak maleńkie, że widać je praktycznie tylko w słońcu i co widać na zdjęciu poniżej efekt jest czystą taflą.
Produkt porównywany jest do High Beam firmy Benefit, który jest jakieś 14 razy droższy. Nie mam HB, ale testowałem go w sklepie. Efekt jaki dają jest prawie identyczny, a nawet zaryzykuje stwierdzeniem, że drobinki z High Beam są nieco większe. Opakowanie HB też przegrywa z ELFem. Jedynie konsystencja wydaje mi się lepsza.
Rozświetlacz ten najczęściej nakłada się palcami - robiąc kilka kropek i rozsmarowując je ze sobą.
Ja jednak najbardziej lubię nakładać go pędzlem typu skunks.
Produkt jest też zdecydowanie wielofunkcyjny - możemy zmieszać go z podkładem dla uzyskania bardziej świetlistej cery, czy nawet z balsamem do ciała. Możemy nałożyć go na usta, na powieki i jak tylko przyjdzie nam do głowy ;)

Jak za tą cenę szczerze polecam.

Kolor to lilac petal

9.5g/ 1$/1.5F





Pozdrawiam,
William Rhinestone


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...